piątek, 22 stycznia 2016

Poszukiwacze zaginionej arki

14-15 stycznia 2016 r.

Przedpołudniem przylecieliśmy na malutkie lotnisko w Aksum. Wcześniej zarezerwowaliśmy pokój w Africa Hotel. Pierwszym z brzegu hotelu z przewodnika i najpopularniejszym wśród backpakersów. Cena za pokój z łazienką to 250 Birr (single dla dwóch osób bez śniadania, ale z odbiorem z lotniska). Jak zwykle najpierw poszliśmy uzupełnić poziom węglowodanów do juice baru. Formalnie w hotelu jest bardzo dobry zasięg wi-fi, ale po raz kolejny nie oznaczało to możliwości uzyskania realnego połączenia.

Centralnym punktem Aksum jest wielki plac pośrodku którego rośnie piękny i olbrzymi figowiec. Wygląda on jak archetypiczne drzewo z dawnych afrykańskich powieści podróżniczych. Pod jego rozłożystą koroną mieści się kilka tradycyjnych kawiarni. Postanowiliśmy przysiąść tam na chwilę. Bieżącą wodę zastępuje wielki plastikowy kanister i dwie miski. Jedna służy do wstępnego mycia naczyń, druga do ostatecznego. Oprócz tego jest kilka malutkich stołeczków, naczynie na węgiel drzewny, wachlarz do rozdmuchiwania żaru i gliniany dzbanek do przyrządzania buny. Kawa jest też na miejscu palona z zielonych surowych ziaren na małej blaszanej patelni. Gdy pani właścicielka kawiarni stwierdzi, że kawa jest już upalona, to podsuwa kopcącą patelnię pod nos klienta. Nasza aprobata dla dymu i woni dobywającej się z rondelka, bo przecież doskonale znamy się na paleniu kawy domowym sposobem, oznaczała, że można ziarna utłuc na boku w moździerzu. Reszty można się już domyśleć. Przy podawaniu kawy, oprócz filiżanek z czarnym ukropem, dostaje się też naczynie z węgielkami posypanymi ziołami zapachowymi. Zgodnie z rytuałem należy zaliczyć trzy takie tury. Należy jednak pamiętać o mocy tutejszej kawy, późniejszych trudnościach ze snem, jeżeli coffee ceremony dosięgnie nas wieczorową porą, a także o ewentualnych zaleceniach lekarskich w przypadku np. nadciśnienia tętniczego. Cena takiej kawy waha się od 5 do 10 Birr. W lokalach dla lokalsów buna może być darmowa przy posiłku. Nieco dalej jest jeszcze jeden taki figowiec. Z okien autobusów tego typu drzewa widać co jakiś czas, ale ten w Aksum był wyjątkowy.

Budynki otaczające placyk, w zasadzie bez wyjątku, opanowane zostały przez warsztaty krawieckie i sklepy tekstylne. Wiele fasad jest pomalowanych w bardzo jaskrawych kolorach. Domy przy Pazza mają też podcienia, co jest prawdziwym ewenementem. To wszystko sprawia bardzo pozytywne wrażenie. Ameryka południowa może to nie jest, ale na afrykańskie warunki jest bardzo ok. W rejonie wspomnianego figowca i Piazza grasują też młodociani fanatycy piłki nożnej, którzy nie odstępowali nas na krok żądając zakupienia im piłki. Nie są jednak w żadnym wypadku niebezpieczni i odmowa nie grozi uszczerbkiem na zdrowiu, ani rabunkiem dobytku. Za Piazza w kierunku zachodnim znajduje się tzw. old quarter. Warto tam się zapuścić i zobaczyć zarówno ładne kamienne domki, jak i real african life w wydaniu relatywnie dużego i dobrze zorganizowanego uniwersyteckiego miasta.

Następnie odwiedziliśmy park archeologiczny ze słynnymi stellami. Wstęp kosztuje 50 Birr. Bilet jest ważny przez trzy dni i obejmuje wszystkie miejscowe zabytki z wyjątkiem kościołów. Te ostatnie jednak zupełnie odpuściliśmy, gdyż są dostępne wyłącznie dla mężczyzn. Z tego samego powodu zrezygnowaliśmy z wyjazdu do klasztoru Debre Damo. W parku stelli szczególnie imponujące są dwa stojące obeliski. Pierwszy to Rzymski Obelisk, o wysokości 24,6 m, który na rozkaz Mussoliniego został przewieziony do Rzymu i zdobił jeden z placów Wiecznego Miasta aż do 2005 roku. Drugim imponującym i nadal stojącym obeliskiem jest stella króla Ezany o wysokości 23 m. Obecnie jest ona „nieco” odchylona od pionu i utrzymywana jest przez specjalną konstrukcję. Trzecia stella, Wielka Stella albo stella króla Ramahai, nadal jest najbardziej interesująca, choć – jak się przypuszcza – upadła i przełamała się na kilka części już przy próbie ustawienia jej pionowo, co miało miejsce na początku IV w.n.e. Wielka Stella jest podobno największym monolitycznym obeliskiem, jaki człowiek kiedykolwiek próbował wznieść. Większość obelisków ma płaskorzeźbienia składające się z niby drzwi i niby okienek, które prawdopodobnie związane są z symboliką przejścia w zaświaty. Pozostałe obeliski, niektóre ustawione pionowo, inne leżące na ziemi, są mniej interesujące. W tym kompleksie są też dostępne podziemne krypty oraz muzeum. Podobno 90% obszaru na których znajduje się park ze stellami nie zostało jeszcze przebadanych archeologicznie. W pobliżu jest jeszcze jeden park archeologiczny ze stellami, Gudid Stealae Field, ale my już sobie darowaliśmy jego odwiedzenie.

Pierwszego dnia w Aksum zdążyliśmy jeszcze zobaczyć tzw. łaźnie królowej Saby. Ten spory zbiornik znajduje się blisko głównego, północnego, parku archeologicznego ze stellami. Obecnie służy jako zbiornik wody prawdopodobnie pitnej. Mimo brązowej barwy widać, jak kobiety i dzieci nabierają wodę do ogromnych kanistrów i odchodzą z ciężkim ładunkiem do domów. Takiemu celowi zbiornik służył także w przeszłości i tylko legenda wiąże go z potrzebami higienicznymi królowej Saby.

Następnego dnia poszliśmy najpierw do kompleksu kościołów St. Mary of Zion (Tsion) oraz obejrzeć budynek, gdzie ma być przechowywana Arka Przymierza (wszystkie obiekty znajdują się w jednym miejscu). Zważywszy, że nowy kościół St. Mary of Zion, wybudowany na polecenie Najjaśniejszego Pana Hajle Selassie, nie jest szczególnie atrakcyjny (stanowi rodzaj kopulastego okrąglaka), że stary kościół (trzecia jego wersja, bo dwie starsze były sukcesywnie niszczone przez najazdy islamistów z sąsiadujących terytoriów) nie jest dostępny dla kobiet oraz z uwagi na fakt, że kaplica z Arką Przymierza też nie jest ciekawa, nikogo tam nie wpuszczają (oprócz jednego dożywotnio wyznaczanego księdza), a bladym twarzom nie pozwalają zbliżyć się nawet na rzut kamieniem do ogrodzenia, długo zastanawialiśmy się, czy warto jest wydać po 200 Birr na taką atrakcję. Ostatecznie zdecydowaliśmy się. Naszym zdaniem najciekawsze jest muzeum, które zawiera sporo interesujących eksponatów starszych i młodszych. Oprócz jakości eksponatów, po raz kolejny, zadziwił nas stan ich przechowywania. Wszystko jest tam kompletnie zakurzone, a w czasie naszego pobytu myszy głośno buszowały za lub w środku szafy z szatami cesarskimi.

Następnie poszliśmy zobaczyć etiopską wersję Rosetta Stone, czyli King Ezana's Inscription. Znajduje się ona w bardzo niepozornej budce po lewej stronie drogi prowadzącej obok tzw. łaźni królowej Saby. Jak zwykle kamień został odkryty przypadkowo w 1988 r. Jest on zapisany z trzech stron w językach sabeańskim, ge'ez i w grece. Kamień pochodzi z ok. III. w. n.e., a zapis ma dotyczyć, ni mniej ni więcej,wielkich dokonań króla Ezany.

Nieco dalej znajdują się grobowce królów Kaleba i Gebre Meskela. Aby tam dotrzeć trzeba iść dalej tą samą drogą jeszcze kilka chwil w kurzu i pyle. Po drodze napotkaliśmy całą masę dzieciaków, które zależnie od potrzeb wysuwały roszczenia finansowe (hallo money), chciały być dożywione (hallo candy) albo zgłaszały braki w wyprawkach szkolnych (give me a pen). My mieliśmy tylko cukierki, ale dawkowaliśmy je ostrożnie, bo wszystkich potrzeb w Aksum nie mogliśmy zaspokoić.

Później poszliśmy oglądać starą dzielnicę. Jej krótki opis już zamieściliśmy powyżej. Naszym zdaniem zdecydowanie warto tam pójść.

Po wyczerpaniu zapasów energii odpuściliśmy sobie zwiedzanie ruin poza miastem i poszliśmy uzupełnić węglowodany i proteiny.

Następne dni naszych wakacji chcieliśmy spędzić w miejscowości Wukro, które jest położone ok. 300 km od Aksum. Niestety oznaczało to, że najpierw trzeba pojechać do miejscowości Adwa. Tam konieczna jest zmiana środka lokomocji na jadący do Adigratu. W Adigracie zaś należy przesiąść się do autobusu jadącego do Mekele. Wukro jest położone ok. 45 km przed Mekele. Reasumując mieliśmy w perspektywie cały dzień jazdy etiopską komunikacją zbiorową. To zazwyczaj wymaga uprzedniego i następczego wypoczynku.

W Aksum można zorganizować sobie wycieczkę do Danakil Depression (bardzo drogo; nie mniej niż 125-150$ za dzień za osobę; wycieczka zaś trwa zazwyczaj 4 dni i 3 noce) albo do kościołów w Tigrai. Ta ostatnia wycieczka to w przypadku dwóch osób wydatek 250$ (samochód z kierowcą i jeden nocleg, ale bez wstępów do kościołów). My postanowiliśmy pojechać do kościołowego epicentrum samodzielnie i na miejscu w Wukro poczynić odpowiednie kroki. Zamierzaliśmy się bowiem skupić na kościele w samym Wukro i na trzech kościołach znajdujących się w rejonie wiosek Dinglet, Teka i Tesafi (Takatisfi Clouster). Danakil Depression poczeka, aż wyjazdy tam będą bardziej przystępne, a w szczególności nie trzeba będzie się opłacać kacykom z pogranicza Erytreii oraz wynajmować uzbrojonej obstawy.

Na zakończenie opisu naszego pobytu w Aksum chcemy jeszcze dodać, że  fakt przechowywania Arki Przymierza w Aksum wydaje nam się oczywistą mistyfikacją, choć wszyscy miejscowi są święcie przekonani o prawdziwości takiego twierdzenia...




Piazza i wielki figowiec
Kolorowe fasady w Aksum
Wielka stella
Stary kościół St. Mary of Zion (trzeci z kolei)
Stella króla Ezany
Kaplica gdzie ma być przechowywana Arka Przymierza

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz