21 stycznia 2016
r.
Aby uniknąć podróży autobusem do Hararu,
jeszcze będąc w Mekele, kupiliśmy bilet na lot do Dire Dawa. Nie
żebyśmy się obawiali niewygód, ale po kilkunastogodzinnej podróży
z Mekele poprzedniego dnia po pierwsze mieliśmy małe szanse na
bilet na kurs w dniu 21 stycznia, a po drugie chyba nie bylibyśmy
zdolni do pobudki dzień po dniu na autobus ok. 03.00 rano. Dlatego
też wybraliśmy bezpośredni lot do Dire Dawa ok. 13.00. Miało to
gwarantować odespanie zaległości i spokojną zbiórkę na
lotnisko. Śniadanie zjedliśmy w hotelowej restauracji Itaque Taitu
Hotel. Jest to bardzo klimatyczne, kolonialne miejsce, ale jedzenie
nie było szczególne. Bardzo skromny był wybór etiopskich dań.
Ograniczał się on w zasadzie do injera fir-fir, która nieco mi się
już znudziła (był to też pierwszy mój posiłek w kraju po
przylocie).
Taksówka z hotelu na lotnisko kosztowała 200 Birr.
Przy wjeździe na parking kierowcy samochodów muszą uiścić opłatę
za parking, coś ok. 10 albo 20 Birr. Trzeba zatem uzgodnić z
taksówkarzem, czy cena za kurs zawiera tę opłatę, czy nie.
Teoretycznie można dojechać do lotniska minibusem, właściwie
tylko do pobliskiego ronda. Z tego miejsca jest jednak jeszcze
kilkaset metrów do terminala. Mało kto się na to decyduje,
zwłaszcza z bagażem. Można zatem uznać, że w Addis na razie nie
istnieje transport publiczny na lotnisko. Należy jednak wspomnieć,
że Chińczycy, których jest tutaj zatrzęsienie, coś przy lotnisku
intensywnie budują. Jeżeli powstanie nowy terminal zapewne będzie
też połączenie z istniejącym nadziemnym metrem, które też
powstało przy udziale Państwa Środka.
Na lotnisku byliśmy pierwsi przy kontuarze do check
in. Mimo tego pani z rozbrajającą szczerością oznajmiła nam, że
na nasz lot jest overbooked i w związku z tym wyślą nas do Dire
Dawa samolotem o 16.00 przez Jigja. Piękny początek. Oznaczało to,
ni mniej ni więcej, kolejny cały dzień w podróży. To jeszcze nic
bo przecież o to właśnie chodzi. Jednak siedzenie cały dzień na
lotnisku w Addis to średnia przyjemność. Po rozmowie z przełożoną
pani z check in desk okazało się, że jednak faranji zmieszczą się
w samolocie o 13.00. Dzięki temu mieliśmy szansę dojechać ok. 16.
do Hararu. Nadzieja okazała się być jednak płonna. Nasz lot
najpierw się opóźniał. Ostatecznie odlecieliśmy o 16. i to nie
bezpośrednio do Dire Dawa, ale najpierw do Jigja. Nie wiem jak było
to możliwe skoro mieliśmy bilety na lot bezpośredni. Tajemnicza
historia. Myślę że jeden lot miał overbooking, a drugi był
prawie pusty. Dzięki temu zabiegowi linia zrealizowała tylko jeden
pełny lot. Tak to wyglądało w naszych oczach. Choć nie wyobrażam
sobie, aby poważna linia lotnicza (Ethiopian) robiła tego typu
czary mary. Niestety nie jest to Unia Europejska i nie obowiązują
tu europejskie reżimy odszkodowawcze.
W Dire Dawa byliśmy już po zachodzie słońca. Z
lotniska do miasta zabrał nas i jeszcze jedną mikro Japonkę pewien
pan, który wracał do domu z Chin. Złapaliśmy ostatniego busa do
Hararu i już ciemną nocą dotarliśmy na miejsce. Kierowca
wysadził nas tuż przy naszym Harar Ras Hotel. Rezerwacji
dokonaliśmy telefonicznie jeszcze na lotnisku w Addis. Hotel był
całkiem ok. Za jedynkę z łóżkiem wystarczającym dla dwóch osób
(choć nieco wąskim) i jednym bufetowym śniadaniem płaciliśmy 500
Birr. Śniadanie dla drugiej osoby kosztowało ekstra 80 Birr. Była
to w zasadzie jedyna opcja hotelowa dostępna do rezerwacji
telefonicznej. W pozostałych interesujących nas hotelach nikt nawet
nie podnosił słuchawki telefonu albo automat informował o tym, że
numer nie jest aktualny. Dziwne to było bo numery były zgodne z
Lonely Planet, z Rough Guide i z najnowszą książką Brandta.
Myślałem nawet, że w Hararze była jakaś zmiana numeracji. Suma
sumarum nie wyszło źle. I tak nie zamierzaliśmy spać w żadnym z
heritage house. Bo i drożej - 20$ od osoby. I bez łazienki, a
Agnieszka tym razem zaprotestowała odnośnie braku takiej wygody.
Nasz hotel był położony 15 minut spacerem od Harar Gate i murów
starego miasta w chrześcijańskiej części miasta. Moim zdaniem
była to najlepsza opcja w mieście w tym przedziale cenowym. Kiepska
była tylko łazienka, gdyż po kąpieli woda słabo odpływała
tworząc kałużę na posadzce. Nie był to dla nas jednak istotny
problem. Kąpaliśmy się i tak w japonkach, więc problem leżał
bardziej po stronie hotelu i pań pokojowych. Tego dnia pozostała
nam energia i ochota tylko na kolację, ale i tu zdarzył się
wypadek. Zamówiliśmy dania w hotelowej restauracji. Dla odmiany
zamówiliśmy jakieś wege danie z injerą dla pewności wskazując
panu kelnerowi palcem pozycję w jadłospisie. Przyjechała injera i
cztery gliniane kociołki. Z jednego, ku naszej zgrozie, wystawy
kości jakiejś istoty. Pierwszy raz w życiu powiedziałem panu
kelnerowi, co o tym wszystkim myślę i pan musiał zabrać danie. Z
odmiany jadłospisu wyszło nico. Zjedliśmy znowu shiro. Całe
szczęście było pyszne. Możliwe że byliśmy zbyt wygłodniali żeby
dalej marudzić.
22 -24 stycznia 2016 r.
Śniadanie było bufetowe z relatywnie dużym
wyborem lokalnych dań. Na stanie była injera, injera z injerą -
czyli fir fir, coś na kształt ful – w wersji z kawałkami
pszennej bułki z sosem pomidorowym, makarony, ryż z warzywami,
tosty francuskie, tosty i naleśniki. Nie było jajecznicy. Ponadto
sok z papaji - pyszny, kawa-killer i herbata. Wolę klasykę w
lokalnej knajpie, ale było ok.
Harar dzieli się ogólnie na stare miasto za murami
- „Jugal” - zdominowane przez muzułmanów i nowe miasto
czyli żywioł chrześcijański. Spacer do murów starego miasta zajmował nam
kilkanaście minut. Bajaj nie jest niezbędny. Po drodze przechodzimy
m.in. obok biur sprzedaży Selam Busa (po lewej stronie drogi na
początku małej przecznicy) i Sky Busa (po prawej stronie w narożnym
budynku na pierwszym pietrze; wchodzi się schodami przez klatkę
schodową).
Bardzo chciałem tu przyjechać. Już samo imię
miasta powoduje mrowienie na plecach. Tu jest niekwestionowana
stolica islamskiej Etiopii. Pierwszy biały człowiek, Sir
Richard Francis Burton, przybył tu w połowie XIX wieku (1855r.) i
spędził w mieście kilka miesięcy jako gość albo więzień
miejscowego księcio-kacyka, sam chyba nie był całkowicie
przekonany co do charakteru swojego pobytu. Jego opis tego miejsca
nie jest zbyt pochlebny. Niedługo po nim przyjechał do Hararu
pewien dezerter z holenderskiej armii na Jawie, Artur Rimbaud. W
jakim celu tu przybył i mieszkał tego dokładnie nie wiadomo.
Powszechnie przyjmuje się, że trudnił się handlem albo przemytem.
Faktem jest, mieszkał w Hararze 11 lat i wyjechał dopiero, gdy był
śmiertelnie chory na raka. Choroba była krótka i niedługo po
powrocie do Francji i amputacji nogi poeta zmarł. Skoro Artur
Rimbaud, niekwestionowana gwiazda francuskiego symbolizmu, spędził
w takim miejscu 11 lat swojego 37. letniego życia znaczyć musi, że
jest to miasto wyjątkowe. Z pewnością nie ma takiego drugiego
miasta w Etiopii. To pewne. Niektórzy porównują tutejszy labirynt
starego miasta do Fezu. Nie wiem, czy to jest słuszne, bo nie byłem
w Maroku. Najbliższe mi odniesienie to irański Yazd. Może to skutek
mojego sentymentu do Persji, ale Yazd i jego niemal monochromatyczne gliniane stare miasto
stoi architektonicznie kilka klas wyżej od Hararu. Przeciwnie do Hararu tam jest jednak pusto na ulicach. Tu ludziska się często pojawiają, a czasem nawet kłębią w nadmiarze, choć i tu i tam mieszkają Muzułmanie (tu Sunnickiego, tam Szyickiego obrządku).
Jugal nie jest duży. Otacza go mur z pięcioma
bramami. Wśród nich są współczesne bramy przystosowane dla
transportu samochodowego, są zwykłe wyrwy w murach, ale są i całe
bramy wyzute jedynie z drzwi. Moim zdaniem nie ma potrzeby
eksploracji każdego zaułka. Wystarczą dwa spacery, najlepiej o
różnych porach dnia, aby zaspokoić ciekawość tego miejsca. Warto
też usadowić się w kawiarni na tarasie budynku w którym miał się
kiedyś mieścić skład kolonialny Artura Rimbaud (Gerazmatch
House). Podają tam pyszne soki i kawę, jest też ratująca życie
zimna cola, sympatyczny właściciel oraz przemiła obsługa
znajdująca się nieustannie „na wysokości”. Jest to też
doskonały punkt obserwacyjny na główny plac miasta – dawny
koński targ (Feres Megala). Trzeba wiedzieć jednak, że choć Harar
to miasto starożytne i wpisane na listę UNESCO, to w istocie trudno
będzie nam to dostrzec w jego materialnej substancji. Jest kilka
ładnych kolonialnych budynków. W tym prywatne muzeum Abdela Sherif
Harari City Museum, domniemany dom Rimbaud (z bardzo ciekawymi
zdjęciami z epoki). Reszta miasta nie wygląda antyczne. Domy,
zwyczajem muzułmańskim, są bowiem zwrócone do środka. Na
zewnątrz prezentują tylko wysokie mury i bramy. Cztery z nich
przyjmują na nocleg turystów. Kilka innych za opłatą można
zwiedzić. Kosztuje to ok. 50-60 Birr i sprowadza się do przejścia
przez dziedziniec i obejrzenia kolorowej głównej izby domu. Często
będą tam domownicy co może być krępujące dla obu stron. Moim
zdaniem nawet bardziej dla turysty. W obrębie starego miasta jest
podobno ok. 100 meczetów i sanktuariów. Większość z nich to
jednak przybytki prywatne. Główny meczet piątkowy, choć istnieje
tu ok. 800 lat, to w obecnej bryle tylko kilkadziesiąt, nie jest
zbyt ciekawy. Trzeba wspomnieć, że w pierwszej przecznicy za
meczetem piątkowym po lewej stronie jest niesamowita palarnia kawy.
Można tam wejść i
zobaczyć na żywo jak zielone ziarna stają się produktem służącym
do parzenia kawy. Jest tam też prowadzona sprzedaż detaliczna. Cena
za 1 kg kawy to 160 Birr. Ja nie jestem kawoszem, ale muszę przyznać
zapach jaki roznosi się w całej uliczce jest piękny.
Inną atrakcją Hararu jest karmienie hien. Są tu
dwa takie miejsca. Starsze i podobno liczniej odwiedzane przez hieny
znajduje się w okolicy jatki muzułmańskiej za murami miejskimi na
drugim końcu miasta (trzeba przejść przez całe miasto, plac Feres
Megala, iść obok meczetu piątkowego i za bramę. Drugie stanowisko
znajduje się bliżej przy rzeźni chrześcijańskiej jest młodsze i
podobno odwiedza je mniejsza liczba zwierzaków. Aby tam trafić
trzeba z placu Feres Megala skręcić w lewo na dół, przyjść
przez bramę i iść prosto przez mostek i skręcić w prawo. Po
kilkudziesięciu metrach zobaczymy duży budynek. Będziemy na
miejscu. My przyszliśmy oglądać hieny do jatki chrześcijańskiej
z czystego lenistwa, bo bliżej. Usiedliśmy na schodkach przy
ścianie szczytowej budynku i czekaliśmy na zapadnięcie zmroku.
Koszt udziału w takim spektaklu do 50 Birr od osoby, choć zawsze
będą od nas żądać więcej pieniędzy. Cena będzie nieco wyższa
jeśli chcemy robić zdjęcia. Hieny przychodzą dopiero po zmroku
więc ze zdjęć będą nici, chyba że mamy sprzęt bardzo czuły.
Nasze spotkanie z hienami wypadło bardzo blado. Pan przywoływał je
bardzo wytrwale. Po pewnym czasie pojawiły się dwa osobniki. Nie
były jednak zainteresowane jedzeniem. Pierwsza hiena zniknęła tak
szybko i sprawnie jak się pojawiła. Druga została trochę dłużej.
W końcu też uciekła na widok nadjeżdżającego tuk tuka.
Właściwie wyglądało to tak, jakby oba zwierzaki zostały na nasze
przyjście wygonione z jakiejś komórki. Później żałowałem, że
w ogóle zapłaciliśmy za to „widowisko”. Poznaliśmy jednak
wtedy Bartka z Warszawy, a właściwie z Gliwic. Była to kolejna
bardzo fajna osoba z Polski jaką spotkaliśmy w Etiopii. Później
spotkaliśmy się jeszcze przy powrocie w Addis. Lecieliśmy tym
samym samolotem do Istambułu. W Addis Bartek nam powiedział, że
widział samopas wałęsające się hieny po mieście, gdy jeszcze
ciemną nocą szedł na autobus do Addis. Nienaturalność spektaklu
i faktyczne fiasko obejrzenia procederu karmienia hien zniechęciła
nas, aby następnego wieczoru iść do jatki muzułmańskiej.
W Hararze nasza wycieczka mentalnie dobiegła końca.
Z powodów ograniczeń wizowych nie mogliśmy pojechać do
Somalilandu, choć był on już w zasięgu ręki. Będzie trzeba zatem
jeszcze raz odwiedzić Harar. Na południe kraju nie chcieliśmy
jechać. Zatem do wyboru mieliśmy albo dłużej zostać w Hararze
albo jechać do Addis. Ostatecznie zadecydowała dostępność
biletów autobusowych. Kupiliśmy bilety w Sky Bus na 24 stycznia
2016 roku.
Podsumowując, będąc w Etiopii trzeba przyjechać
do Hararu. Miasto jest bardzo interesujące i zupełnie inne od
reszty kraju. Nie spodziewajmy się jednak, że przekraczając bramy
Harar Jugol przeniesiemy się osiemset lat wstecz. Brakuje tu może
niektórych usług właściwych dla świata zachodniego i początku
XXI wieku, ale nawet na starym mieście są telefony komórkowe i
telewizja satelitarna. Można też wątpić, czy cała starówka w
Hararze zasługuje na wpis na listę światowego dziedzictwa. Co tu
robił Rimbaud przez tyle lat. Nie wiem. Podobno nie pisał już
wtedy poezji. Może rozsmakował się w chacie, którego Harar jest
niekwestionowaną stolicą (jeżeli przyjdzie komuś do głowy
zakupienie tu tego ziela powinien najpierw spytać kogoś
zaprzyjaźnionego, np. kelnera w kawiarni Gerazmatch House, ile on
powinien kosztować i gdzie dokładnie należy go kupić). Może
szukał tu samotności i zapomnienia. Zdjęcia z epoki odkrywania
przez białego człowieka czarnego lądu prezentowane w domniemanym
domu poety dają pewne wyobrażenie jak wyglądało to miejsce
nieco ponad sto lat temu. Z drugiej strony, czy mamy rzeczywiste
wyobrażenie jak wyglądało życie w naszych miastach i miasteczkach
pod koniec XIX wieku? Nie wydaje mi się, aby różnica była
istotna. Nie mogę jednak zaprzeczyć, że w Hararze jest jeszcze bardzo dużo prawdziwego życia. Jak w całej Etiopii.
 |
Harar. Jugol. Tuż za Harar Gate. |
 |
Harar. Jugol. Gidir Megala (Grand Market). |
 |
Harar. Jugol. |
 |
Harar. Jugol. Gidir Megala (Grand Market). |
 |
Harar. Jugol. Okolica Shewa Gate. |
 |
Harar. Jugol. Abdela Sherif
Harari City Museum. |
 |
Harar. Jugol. |
 |
Harar. Jugol. |
 |
Harar. Jugol. Feres Megala. |
 |
Harar. Jugol. |
 |
Harar. Jugol. Okolica Shewa Gate. |
 |
Harar. Jugol. Okolica Shewa Gate. |
 |
Harar. Jugol. Gidir Megala (Grand Market). |
 |
Harar. Jugol. Gidir Megala (Grand Market). |
 |
Harar. Motoryzacja. |
 |
Harar. Jugol. Minaret. |
 |
Harar. Jugol. Gidir Megala (Grand Market). Jatka - każdy czeka na swoją kolej do resztek. |
 |
Harar. Jugol. |
 |
Harar. Jugol. Okolica Shewa Gate. |
 |
Harar. Jugol. Gidir Megala (Grand Market). |
 |
Harar. Jugol |
 |
Harar. Jugol. Chłopiec. |
 |
Harar. Jugol. Okolica Erer Gate. |
 |
Harar. Jugol. |
 |
Harar. Gidir Megala (Grand Market) |
 |
Harar. Jugol. |
|
 |
Harar. Jugo. Makina Girgir (Machine Rd.) |
 |
Harar. Jugol. |
 |
Harar. Jugol. |
 |
Harar. Jugo. Makina Girgir (Machine Rd.) |
 |
Harar. Jugol. |
 |
|
Harar. Awokado juice w kawiarni w Gerazmatch House. |
|
 |
Harar. Jugol. |
 |
Harar. Sprice awokado i mango w kawiarni w Gerazmatch House. |
|
|
|
 |
Harar. Sprice awokado i mango w kawiarni w Gerazmatch House. Pan właściciel prezentuje jakość soku z awokado i mango. |
 |
Harar. Jugol. |
 |
Harar. Jugol. Fabryka kawy. |
 |
Harar. Jugol. Shewa Gate. Old Christian Market. |
 |
Harar. Jugol. Makina Girgir (Machine Rd.) - wylot na Gidir Megala (Grand Market). |
 |
Harar. Jugol. Makina Girgir (Machine Rd.). |