piątek, 14 października 2016

Koniec

28 stycznia 2016 r.

Przylecieliśmy do Pragi punktualnie. Planowaliśmy pozostać tu na jedną noc. Było to sensowne, bo byliśmy nieco zmęczeni, a od domu dzieliło nas jeszcze 550 km jazdy samochodem. Fajnie było by też wykorzystać nadarzający się pobyt w Pradze, aby przespacerować się po mieście, pójść do Fleku i do restauracji. Z drugiej strony bardzo nas już ciągnęło do domu, własnego łóżka i Filemona K. Rzuciliśmy więc monetą jednobirrową, trzykrotnie. Wypadło, że trzeba jechać do domu. Do Krakowa dojechaliśmy bardzo późno. W domu czekał na nas Filek. Jak miło. Od powrotu do Polski minęło już 8 miesięcy i już odliczamy czas do kolejnej wycieczki (21 października 2016r.). Czas był zatem najwyższy, aby ukończyć pisaninę o Etiopii. Teraz tylko jeszcze dodam więcej zdjęć do istniejących postów.

Gdy teraz patrzę wstecz na naszą wycieczkę do Etiopii myślę sobie, że była to bardzo wytrawna podróż. Objechaliśmy spokojnie całą północ kraju z wyłączeniem Danakil Depression i Gór Simien. O przyczynach tych pominięć już pisaliśmy. W szczególności Danakil Depression jest teraz zbyt droga jak na ramy naszego budżetu i konieczne jest wykupienie zorganizowanej wycieczki w Aksum albo Mekele. Fajnie było oglądać kraj nieskażony jeszcze zarazą masowej turystyki. Niewiele takich miejsc już pozostało. Ciekawie jest w szczególności na obszarach wiejskich i w małych miejscowościach. Tam rzeczywiście nie ma obcych i białych w ogóle. Są miejsca, gdzie można poczuć się jak jedyny biały człowiek w promieniu kilkudziesięciu kilometrów. Największe atrakcje kręgu historycznego są godne uwagi. Jeżeli jednak nie jest to nasza pierwsza podróż do tzw. „egzotycznego kraju”, choć my twierdzimy, że takich krajów nie ma, to nawet skarby Lalibeli przyjmiemy bardzo spokojnie.

Czy tu jeszcze kiedyś przyjedziemy? Dziś już wiemy, że formalnie nasza noga postanie na etiopskiej ziemi, choć tylko w Addis Ababie, w październiku i w listopadzie, gdy będziemy lecieli do RPA i przy powrocie z Azji. Myślę, że nie odpuszczę łatwo wyjazdu do Somalilandu, chyba że sytuacja się tu diametralnie zmieni. Może taką podróż będzie można połączyć z odwiedzeniem północnego Sudanu, o czym myślę coraz intensywniej (dzięki mojej wspaniałej przyjaciółce Beacie, która zasiała takie ziarno w mojej głowie już dawno temu; teraz ono zaczyna kiełkować). Taka wycieczka wymagałaby przejazdu przez Etiopię od Gondaru po Harar i Jigja.

Harari boy.

1 komentarz:

  1. Cześć,
    mam pytanie ile kosztował Was łącznie ten wyjazd. Sam jestem zainteresowany wybraniem się do Etiopii, ale czytając ile birrów trzeba zostawić po drodze + przeloty + wstępy, zaczynam się zastanawiać czy to realne. Podobnie jak Wy nie chciałbym odpuszczać zabytków. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń