20 stycznia 2016
r.
Hotel opuściliśmy o 04.00 budząc portiera i
odźwiernego. Była jeszcze ciemna noc i na mieście całkowita
pustka. Na szczęście do biura Selam Busa było niedaleko.
Oczywiście odjazd o 04.30 to mistyfikacja. Wyjechaliśmy bowiem ok.
06.00. Tego ranka odjeżdżały dwa autokary naszego przewoźnika. My
mieliśmy jechać w drugim pojeździe, który nie był pełny. Trochę
też nas dziwiło, że w dzień świąteczny było aż tylu
chętnych na długą podróż z Mekele do stolicy ze jechały dwa
autokary Selama i jeszcze Sky. Autobus był chiński i wyglądał na
całkiem nowy. Jednak przy bliższym kontakcie okazało się, że
jest już całkiem podniszczony wewnątrz. Toaleta była zamknięta i
kierowca robił przystanki na siusiu. Klasycznie, panowie na
prawo, panie na lewo. Gdy się przejaśniło szybko zrozumieliśmy
dlaczego w Etiopii obowiązuje formalnie zakaz jazdy w nocy dla
autobusów i minibusów. Ilość pieszych, wolnobieżnych zawalidróg
i wszelkiego autoramentu zwierzyny w różnym rozmiarze stanowi
naprawdę bardzo duże zagrożenie. W autobusie wydawano
pasażerom butelkowaną wodę i drobna przekąskę.
Po kilku godzinach jazdy kierowca zatrzymał się na
lunch. My nie czuliśmy się zbyt tęgo więc zamówiliśmy tylko po
coli na głowę i shiro z injerą na spółkę. Tego typu przybytki
są jednakowe na całym świecie. Autobus zatrzymuje się najczęściej
w środku niczego, gdzie mieści się jadłodajnia, czasem połączona
z noclegownią, w której pozornie strach usiąść z obawy przed
przylepieniem się do ławki lub krzesła. Jednak gdy już gdzieś
znajdziemy sobie miejsce zazwyczaj okaże się, że jedzenie jest
całkiem znośne, a i stan higieniczny nie zabija. Bardzo duży ruch
niewątpliwie powoduje, że jedzenie jest świeże. Lepiej jednak nie
zaglądać tam, gdzie zmywa się naczynia. Cola pomogła na
dolegliwości żołądkowe, które niewątpliwie miały podłoże
lokomocyjne wzmocnione stopniem pokręcenia górskiej drogi (ponownie
bowiem droga wiodła górskimi serpentynami i autobus większość
czasu jechał w skręcie). Ergo po odjeździe z zajazdu szybko
zgłodnieliśmy, ale było już za późno na zamówienie drugiej
porcji shiro. Na drugi postój z jedzeniem bowiem się nie zanosiło.
Był drugi dzień Timkatu. W każdej wiosce odbywały
się uroczyste procesje. Mniejsze ustępowały drogi autobusowi.
Przed większymi autobus musiał uciekać wjeżdżając do wiosek i
przysiółków. Wiązało się to z przeciskaniem się wąskimi
uliczkami i podnoszeniem zbyt nisko wiszących linii
energetycznych... Procesje bowiem zawsze odbywały się na środku
drogi. Sposób świętowania był co do zasady podobny do tego, co
widzieliśmy wczoraj w Mekele.
![]() |
Timkat z okna autobusu Mekele-Addis |
Wycieńczeni dotarliśmy do Addis już ciemną nocą.
Autobus kończył bieg na Meskel Square. Mieliśmy rezerwację w
słynnym wśród beckpakersow Iteque Taitu Hotel. Dwójka z łazienką
w bocznym budynku kosztowała 20$. Najpierw jednak musieliśmy odbyć
tradycyjne „gody” z taksówkarzami i ich pomagierami. Z Meskel
Square do Pizza i naszego hotelu jest tylko i aż 3,5 km. Za daleko
na przechadzkę w nocy z plecakami. Można próbować złapać
minibus, ale o tej porze mogły już nie kursować zbyt często. Poza
tym w minibusach w Addis zawsze jest pełno pasażerów a my byliśmy
z dużymi plecakami. Taksówki w Addis są bardzo drogie. Szczególnie
dla faranji i zwłaszcza w nocy na końcowym przystanku
dalekobieżnego autobusu. Krótko mówiąc można się nieco
zezłościć usłyszawszy cenę na poziomie 300 Birr i bezczelne
twierdzenie że to jest bardzo daleko. Gdy mówimy, że wiemy, że
jest to bardzo blisko słyszymy, że droga bardzo trudna. I tak w
koło Macieju. BTW warto jest zamontować do telefonu on-the-road
albo inna podobną mapę. Ostatecznie stanęło na 70 Birr.
Iteque Taitu Hotel ok. rok temu częściowo spłonął
i nie wszystkie pokoje są naprawione. Pokój bez łazienki kosztuje
10$, z łazienką w „nowym” budynku 20$. Pokój z łazienką w
głównym budynku to wydatek 40$. Ten ostatni różni się od
poprzedniego wyłącznie umiejscowieniem i rozmiarem. Jest istotnie
większy, ma telewizor i coś w rodzaju części wypoczynkowej. Wiek
wyposażenia i ogólny standard był podobny. Telewizji nie
planowaliśmy oglądać. Podobnie nie zamierzaliśmy spędzać czasu
w hotelu. Chcieliśmy się tylko umyć, wyspać i następnego dnia
jechać w kierunku Hararu. Wybraliśmy wersję za 20$. Resztę sił
tego wieczoru spożytkowaliśmy na poszukiwanie restauracji. W
pierwszej, tuż koło hotelu zjedliśmy pizzę. Skończyliśmy
kolację w restauracji Wutma. Nasz top choice w okolicy. Jedzenie
bardzo dobre. Także wersji śniadaniowej. Mają lane piwo, co jest
dla mnie ważne . Czasem można też zerknąć sobie na miejscowe
panie nieco lżejszych obyczajów w wersji de luxe.
Każdy kto będzie w Addis Ababie powinien przyjść
do hotelu Itegue Taitu. Chociażby dla zapachu starego drewnianego
budynku, aby przecisnąć się przez antyczne obrotowe drzwi,
obejrzeć piękne schody na piętro, poczuć i usłyszeć jak pracuje
starożytna drewniana podłoga i napić się czegoś w restauracji -
nawet jeśli mieszka w Hiltonie, który nota bene też jest
pięknym budynkiem w stylu modernistycznym. Iteque Taitu Hotel jest
podobno najstarszym hotelem w mieście i został wybudowany na
polecenie żony cesarza Menelika II - Taytu Betul. Choć nie grzeszy
on nadmiarem luksusu niewątpliwie ma swój urok. Będzie to tym
łatwiejsze że w tym samym budynku znajduje się biuro firmy Sky
Bus. Nasze przewodniki sytuują jego klasę i koszt pobytu na granicy
budget i shoestring. Naszym zdaniem jest to jedna z ciekawszych
atrakcji stolicy.
Co do naszego pokoju, to: pościel czysta, choć nie
w europejskim rozumieniu, pokój posprzątany, choć ostatni remont
był tu chyba za czasów Najjaśniejszego Pana, stan sprzętów - jak
w rupieciarni, armatura w łazience (z wanną) przedpotopowa, ale po
kilku minutach ciurkania pojawiła się ciepła woda. Czyli wszystko
w najlepszym porządku. Istotnym minusem był limitowany darmowy
dostęp do Wi-Fi. Może trzeba było się pofatygować do recepcji po
więcej. Nam się jednak chciało tylko spać. Było więc super.